Be your must have!

Witajcie Kochani! W naszej drodze o której Wam pisałam do ograniczenia i zapanowania nad przestrzenią rzeczy i spraw. Dziś możemy pochwalić się małymi sukcesami. Od kilku miesięcy skutecznie i z małymi sukcesami pozbywamy się rzeczy zbędnych, nie używanych w naszym domu oraz tych, których już nie potrzebujemy, nie nosimy, jak w przypadku ubrań, nietrafionych prezentów itp. Prym w ilości wiodą również ubranka, zabawki i gadżety Poli z których naturalnie wyrasta i które mocno rotują w naszym domu. Ponieważ jej potrzeby się zmienią, bo rośnie i się rozwija, więc gromadzenie i nabywanie nowych rzeczy dla niej, odbywa się w jakby naturalnym cyklu. Przyświeca nam zasada, której mocno staramy się trzymać i konsekwentnie ją realizować, zanim kupimy coś „nowego” oddajemy lub sprzedajemy, wyrzucamy stare rzeczy, tak aby zachować równowagę w szafie i liczebności, aby nie zapełniać i zagracać szafy czy domu, a raczej, żeby rzeczy po sobie zastępować wzajemnie. Nowa rzecz za starą, to też tyczy się budżetu przeznaczonego na tego typu cele. Tak aby sprzedaż zrekompensowała zakup nowego, choćby w jakiejś części. Najczęściej sprzedajemy na olx.pl, bo jest bezpłatny i dość uniwersalny jeśli chodzi o sprzedaż wszelkich rzeczy. To taka zdrowa wymiana, która daje poczucie równowagi. Mam wrażenie, że nareszcie patrzymy na naszą przestrzeń w sposób trzeźwy-praktyczny. Uczymy się, mądrej selekcji i wyborów, bo jak pisałam Pani Kasia w Chcieć Mniej. Minimalizm to sztuka mądrego zostawiania i to zdanie bardzo mocno mi od kilku miesięcy siedzi w głowie w wielu dziedzinach. Widzimy i czujemy zmiany, więcej spokoju, luzu, konsekwencji w naszych zachowaniach zakupowych, nie rzucamy się na promocje, nie kupujemy czegoś pod wpływem impulsu, bo się spodobało, bo się przyda, czy rekompensując sobie coś. Coraz częściej potrafimy się zastanowić na sensem zakupu danej rzeczy, umiemy rezygnować bez żalu, nie chcieć, mniej myśląc w stylu muszę to mieć itd. Taki stopniowy detoks i odczuwa się zmianę. Kiedyś kupowałam oczami, nachapałam się widoków pięknych wnętrz, bo moją słabością były i nadal są gadżety i dekoracje wnętrzarskie- to niestety studnia bez dna, a ja byłam bez opamiętania. Ciuchy i pierdoły do domu były jak uzależnienie, zawsze z czymś wróciłam. Nawet kiedy po części przerzuciłam się na second handy i outlety i tak znosiłam, nabywałam, gromadziłam, była to tylko lekka zmiana dostawcy 🙂 . A potem szalg mnie trafiał, jak musiałam to okiełznać, składać, upychać, sortować, ustawiać i przechowywać, ciągle jakoś brakowało miejsca i ciągle był chaos i niedosyt. Opamiętanie przyszło w końcu, kiedy po raz kolejny układałam w szafach i na półkach tony rzeczy, spojrzałam na chatę i zgłupiałam, stwierdziłam, że nie ogarniam. Zawzięłam się, zaczęłam od przejrzenia rzeczy, selekcji i rozdawania po znajomych, rodzinie, żeby pozbyć i uwolnić od części z nich. Bo naprawdę czułam się niewolnicą tych rzeczy. Ale nie chciałam ich wyrzucać, bo nie były zniszczone, mogły się jeszcze komuś spodobać i przydać, w ogóle nie lubię wyrzucać rzeczy, bo dla mnie to wyrzucanie pieniędzy. Bardziej przemawia do mnie idea podarowania, oddania, przekazania, sprzedania, wymiany lub up recyklingu, niech jeszcze pożyją i nacieszą kogoś. I tak małymi krokami, oczyszczałam i nadal oczyszczam przestrzeń. A to, co udało nam się obecnie osiągnąć czyli stan bez nieplanowanych, bezsensownych zakupów, bez znoszenia pierdół do domu, umiejętność naturalniej rezygnacji, uważam nasz mega sukces. Wiadomo, że mają dziecko czasem trudno się powstrzymać lub dziecku odmówić, choć Pola nie ma jeszcze zachcianek zakupowych, to, często kupuje się to, co nam dorosłym się podoba, a ilość i wybór w sklepach nęci i przytłacza. I wszystko jest takie ładne, fajne, przydatne itd. My staramy się podążać za dzieckiem, kiedy widzę, że Polę coś interesuje, podoba jej się, to wtedy podejmuje działania albo coś wymyślam sama albo kupie ale bez zbędnej przesady, lub często używane rzeczy w dobrym stanie. Unikam kupowania na zasadzie, a może się będzie bawić czy chomikowania na zaś. I to właśnie jest mój sukces-umiar. Zastanów się zanim kupisz, pomyśl czy naprawdę, naprawdę tego potrzebujesz.  To całe nakręcanie się rzeczami, w stylu zawsze modnych must have, pozornie fajnych na sezon lub dwa, przechodzi u nas teraz w coś w doesn’t need. Mniej  rzeczy, mniej wydanej kasy, mniej pracy, więcej czasu na bycie razem, zamiast sprzątania dziesiątej półki, ciągłego układania czy przekładania z pudła do pudła. To czas zredukowanej, łatwiejszej do ogarnięcia przestrzeni, czas uwagi dla siebie, siedzenia na balkonie i gadania, bawienia się z dzieckiem, spacerów. To czas na rzeczy związane z byciem, a nie posiadaniem. I tego Wam życzę, bądźcie osobiście w swoim życiu, a nie poprzez wasze rzeczy. Bądźcie swoim must have in your life!


Dodaj komentarz